Kończy się rok szkolny. Mój także. Dzieci odliczają dni do wakacji. W przyszłym tygodniu ostatni moment na wpisanie ocen semestralnych w dzienniku. Uczniowie co sił próbują jeszcze zrobić co można, by móc uzyskać ocenę choć o pół stopnia wyższą. Dla uczniów wakacje - dla mnie również. Bezpłatne. 26 czerwca kończy mi się umowa podpisana na całe 4 godziny z pełnego etatu. Dużo? Proszę sobie wyobrazić, że nie otrzymuję 5 tysięcy złotych jak odnotowywane jest często w gazetach. Lecz nie pieniądze mnie martwią. Martwi mnie brak pracy, brak zatrudnienia. Tak jakby to, co dotychczas robiłam nie miało żadnego sensu i pożytku dla dzieci ani dla mnie. Ministerstwo zrzuciło obowiązek utrzymania szkół samorządom lokalnym i w ten oto sposób, dowiedziałam się, że miasto Poznań nie przewidziało dla mnie etatu. Być może o zatrudnieniu dowiem się we wrześniu. Tak czy siak, moje prawdziwe studenckie życie zacznie się od lipca. Nie otrzymam już z uczelni stypendium naukowego ani wypłaty ze szkoły (choć 370 złotych to zawsze coś, w porównaniu z niczym). Oto moja pierwsza rzeczywistość na polskim rynku pracy. Dyplom i nic. Taty brak. Chyba nigdy jeszcze nie miałam takiego roku, w którym z jednej strony człowiek cieszy się, że coś kończy i zaczyna coś nowego, z drugiej wie, że musi żyć tak, aby cieszyć się każdą złotówką. Złotówką? A nie groszem? Ale chwila... a etyka? Czy warto uczyć etyki w polskiej szkole? Oczywiście, że warto! Koniecznie dzieci powinny uczęszczać na lekcje etyki. Jeśli tylko podoba im się na lekcjach, a nauczyciel z zapałem maniaka potrafi (bo chce!) przekazać dzieciom wiedzę, umiejętności i wskazać wartości, którymi należy się kierować w życiu codziennym, tym bardziej TAK! Cóż... a ja pierwszy raz w życiu przeżyję na własnej skórze jak człowiek żyje za zero złotych miesięcznie. Byle do następnej pracy! Powodzenia wszystkim!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz